Banda anorektyków

Posted by root in Proza - (Możliwość komentowania Banda anorektyków została wyłączona)

Sylwia weszła do supermarketu. Przy tej czynności musiała wielokrotnie dostrajać się i adaptować do mikroklimatu sklepu, odłożyć na bok problemy, aby całą energię zużytkować na poszukiwanie towarów. Ta gimnastyka mogła trwać bez końca, tak jak bez końca ciągnęły się rzędy półek po ulubionym dziale. Ale najpierw musiała przebrnąć przez kilka niezbędnych etapów. Po pierwsze otworzyła szafkę, w której miała spocząć damska torebka, spinka do włosów i  broszka. Zawsze tak robiła – jak przy pójściu do łóżka, jakby przepisy tego kategorycznie wymagały. Po drugie: przyszykowała pieniądze, listę zakupów oraz telefon komórkowy na wszelki wypadek. Po trzecie włożyła 2 złote do zamka i odblokowała wózek. Z nim to właśnie weszła na dział proszków, minęła wody mineralne, alkohole i skierowała się do… No właśnie trzeba powiedzieć, że Sylwia lubiła słodycze. Dlatego zatrzymała się w cukrowej świątyni. Zaczęła wrzucać ulubione produkty. Najpierw czekolady, orzechowe – niemieckie, z rodzynkami – polskie, Lindy – mocno kakaowe, 90%, delicje szampańskie duże i mini, różnego rodzaju batony; Snikersy, Merci,  Rafaello, pierniki, wafle z nadzieniem truskawkowym, Skittelsy i M&M- sy, ptasie i alpejskie mleczka. Z całym tym towarem zaparkowała wózek przy kasie.

Tymczasem, gdzieś na przedmieściach Olsztyna, zebrała się Banda Anorektyków. Oni nie znosili słodyczy i gardzili wszelkimi smakołykami. Propagowali nietuczące jedzenie, a czasami nawet rezygnowali ze śniadania i kolacji na rzecz jednego posiłku – obiadu. Grupa nie zamierzała akceptować nikogo z nadwagą, niczym pod groźbą niepisanego prawa. To była swego rodzaju nadpobudliwość granicząca wręcz z agresją skierowana przeciwko grubasom. Wszelkie przytwarde bicepsy, klatki piersiowe, uda wywoływały u nich napady złości. Owszem, stawiali na wykształcenie, ale każdy członek bandy mógł zataić przed resztą swoją drogę edukacji. To nie było najważniejsze. Dopiero ich nadmierna chudość miała wyrażać poglądy, symbolizować sprzeciw wobec wszechogarniającej konsumpcji. Szefem bandy był Tom, chudy jak patyk. Pewnego razu Tom powiedział:

– Dzisiaj w nasze szeregi wstępuje nowy gość – Ronald – tu Tom zawiesi głos, a potem mówił dalej – Aby stać się członkiem Bandy Anorektyków zostanie zważony tak, aby odpowiadał wadze, a później musi wyszydzić grubą babę.

I tak oto Ronald stanął na wadze. Pokazała 59 kg przy wzroście 177 cm. Tak, mieścił się w surowych kryteriach Bandy. Właściwie Ronald  nie obawiał się testu wagi. Nie był jednak pewien czy wyjdzie mu test wyszydzenia.

Miało ziścić się jego marzenie. Jakby nie było, otrzymał ofertę od zorganizowanej grupy. Zawsze gorliwie tego pragnął. On, największy pokraka w szkole, aresztowany za nie popełnione kradzieże, usypiający po jednym piwie nie był typem prześmiewcy. Jego największą bronią pozostawał „napuszony język” daleki od kpiarstwa. A teraz znowu nikt nie mógł go poratować. Musiał stanąć oko w oko z nieznajomą grubą babą.